Bornholm 1
-
DST
11.90km
-
Teren
11.90km
-
Czas
01:01
-
VAVG
11.70km/h
-
VMAX
25.00km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
162( 89%)
-
HRavg
152( 83%)
-
Kalorie 1000kcal
-
Podjazdy
85m
-
Sprzęt MBIKE ULTIMATE CARBON
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trochę poczytaliśmy o Bornholmie jako o miejscu spokojnym w sam raz na rodzinną wyprawę rowerami z dziećmi, więc postanowiliśmy w tym roku zrealizować wyprawę. Dwoje dorosłych i dwójka dzieci (2 i 5 lat)... okupiliśmy przyczepkę dla dwójki dzieci z uwzględnieniem największej możliwej przestrzeni bagażowej, plus sakwy na drugim rowerze - jakoś powinniśmy się zmieścić:)
Początkowo planowaliśmy zabrać rower dla starszej córki i podpiąć go na dyszlu do drugiego roweru, bo samodzielnie było by bez szans na to by przejechała tak długie dystanse, jednak odeszliśmy od tego pomysłu i w sumie dobrze - trochę jednak na to za wcześniej.
Z Warszawy do Kołobrzegu jest ponad 500 km, czyli 6-7 godzin jazdy, więc początkowo chcieliśmy przyjechać dzień wcześniej, żeby nie być zmęczonym podróżą... ale... sierpień środek sezonu - wynajęcie pokoju na jedną noc w Kołobrzegu i okolicy graniczy z cudem... więc może kemping - w sumie mamy namiot na wyprawę:) ale jak pomyśleliśmy o której trzeba byłoby wstać, by zwinąć namiot i stawić się na 6 w przystani, stwierdziliśmy, że jest to nierealne... tak więc padło na nocny rajd samochodem przez pół Polski.
Ufff... jakoś się udało i stawiliśmy się parę minut po 6 w przystani:)
Załadunek promu odbył się sprawnie i siedzimy na promie... przed nami 4 godziny rejsu:)
Wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że my z żona umordowani przejazdem, a dzieci wyspane i pełne energii:) pierwsze pół godziny rejs był atrakcją, dzieci zwiedziły cały prom, pogoda super wiec pokład, pod pokładem wszystko zostało zbadane i co dalej? Jak w Shreku - daleko jeszcze? cmok? a było daleko...
Po dłuuugich 4 godzinach wreszcie wylądowaliśmy na Bornholmie! szybka reorganizacja rowerów, bagażu i ludzi, szybki wypad do marketu po zaopatrzenie i w drogę!
I znów podobny problem jak na promie:( dzieci wynudziły się na promie więc energia je rozpiera a tu trzeba siadać do przyczepki. W domu i na próbnych wypadach doskonale organizowały sobie przestrzeń przyczepki i było super, ale teraz mała przestrzeń i znów siedzenie... łatwo nie było:( Na pierwszy dzień przewidzieliśmy przejazd do pierwszego pola namiotowego:) W zasadzie nie mieliśmy żadnych planów co do kierunku objechania wyspy, więc czy w lewo, czy w prawo odbyło się trochę za pomocą losowania:)
Wybraliśmy kierunek Svaneke - na mapie zaznaczone dwa pola namiotowe. Po drodze poczułem trochę zawodu, co do organizacji tras rowerowych, bo okazało się, o ile trasa jest dość dobrze zorganizowana to nie jedziemy oddzielna trasą dla rowerów, tylko wydzielonym pasem po jezdni... jak się okazało - był w tym sens:) Ruch samochodowy na Bornholmie jest stosunkowo nie duży, a w dodatku kierowcy uważają na rowerzystów i nie stanowi to takiego problemu jak w Polsce.
Bornholm opisywany jest jako względnie płaski... no cóż - nie jechaliśmy linią brzegową, a w dodatku ja miałem podczepioną przyczepkę wyładowaną dziećmi:) i bagażem, a małżonka upchane sakwy... ponieważ wyjechaliśmy bez wcześniejszego przygotowania kondycyjnego, pierwsze kilometry nie należały do najłatwiejszych:(
Krajobraz super i gdyby nie architektura, nie odbiegałby od Polskiego wybrzeża. A architektura na Bornholmie jest zdecydowanie odmienna niż w Polsce.
Niskie domki, wszystkie kolorowo pomalowane, wąskie uliczki, rzadko spotykani mieszkańcy, nieliczni turyści, a praktycznie w każdej miejscowości nadbrzeże portowe, które najczęściej równoznaczne jest z centrum miejscowości.
Dojazd do Svaneke nie zajął nam dużo czasu, ale ze względu na to, że dość późno wystartowaliśmy i dodatkowo byliśmy trochę zmęczeni z przyjemnością powitaliśmy oznaczenie że jesteśmy już na miejscu:)
W przewodniku zaznaczone były dwa pola namiotowe, na początku i na końcu miejscowości, więc strategicznie postanowiliśmy wybrać to drugie... Jak się okazało trochę pechowo, bo było zamknięte:(
Tak więc ponieważ tego dnia nie planowaliśmy dalszej jazdy do Gudhjem, pozostało nam wrócić na początek miejscowości i tam rozbić namiot.
Pole campingowe w stosunku do Polskiego standardu były miłym zaskoczeniem. Dobrze zorganizowane, w pełni wyposażone kuchnie, czyste łazienki i prysznice... po prostu Europa:)
Turystów w tym roku nie było wielu, może ze względu na stosunkowo deszczowe lato? a może na Bornholmie tak jest... w każdym razie mimo stosunkowo dużej ilości kamperów ze Skandynawii i Niemiec miejsca na polu było dużo, a w samej miejscowości nie czuć było sezonowego najazdu - znów zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie każde tego typu miejsce nad morzem jest wręcz oblegane.
Zaskakujące były dla mnie przydomowe "stoiska" samoobsługowe, gdzie można było kupić owoce, warzywa, czasem rzeczy z wyprzedaży garażowej... nikt nie stał i nie sprzedawał - po prostu stała skarbonka:)
Dzień obfitował we wrażenia i oczywiście nie obyło się bez deszczu... na szczęście spadł on podczas obiadu:)
Koniec dnia - mała latarnia morska w pobliżu campingu.
Kategoria Wycieczki