Włochy - Gassy - Siekierki - Włochy
-
DST
82.00km
-
Teren
82.00km
-
Czas
04:54
-
VAVG
16.73km/h
-
VMAX
36.32km/h
-
Temperatura
11.0°C
-
HRmax
168( 92%)
-
HRavg
156( 86%)
-
Kalorie 4400kcal
-
Podjazdy
240m
-
Sprzęt MBIKE ULTIMATE CARBON
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj chciałem wyść pojeździć, ale sie nie udało... no to może dziś... wszysdłem na chwilę i poczułem jaki jest wiatr - to rtochę mi sie odechciało:(
Jakoś sie przemogłem... ubrałem jak kosmita, żeby mnie nie przewiało... i pojechałem:)
Początkowe 30 km z Włoch do Gassy głównie asfalt i lasem przez Kabaty... masakra... na prostej, utwardzonej drodze 15-18 km/h, tam gdzie normalnie bez większego wysiłku powinno być 20-25... boczne podmuchy, tak że czułem jak mi czasem rower przestawia...
Przy promie wiatr trochę się uspokoił:) Dziś ściągali juz prom, ale nie miałem czasu na oglądanie spektaklu, zresztą nie chciałem się wychłodzić. Mimo, że słońce świeciło b.mocno, wiatr był dość przenikliwy... Na postoju zjadłem batona i to był błąd... duży błąd:(
Szybko poczułem pragnienie. Trochę wody miałem, ale nie zaspokoiło to pragnienia, zresztą te 30 km dało mi w kość i byłem juz trochę zmęczony, a tu jeszcze pić się chce!
Na poprzednich wyjazdach było tak chłodno, że praktycznie nie piłem i nie przewidziałem, że dziś będzie zupełnie inaczej... a na wale Wiślanym nie specjalnie jest gdzie się zaopatrzyć... a zjeżdzać nie chciałem:(
Dziś miałem w planach pojechać wałem z Gassy w stronę Góry Kalwarii... starczyło mi czasu na 5 km w głąb. Trasa tam nie jest tak przyjemna jak z Gassy w strone Siekierek... wąska koleina wyjeżdzona przez rowery, przy czym dość często trafiał sie kopiec kreta, lub inne zryte miejsce. Trochę żałowałem, że zostawiłem dziś opony o wysokim bieżniku... spokojnie mogłem założyć Furius Fredy i zaoszczędzic na toczeniu:) Wiatr ładnie osuszył nawet ścieżki w lesie:)
Most przy dopływie Wisły w Obórkach prawie skończony... jak dobrze pójdzie to przed zimą pewnie będzie przejezdny:)
Przypięty rower przy moście Siekierkowskim został ogołocony... stał tam conajmniej 3 miesiące, a w ostatnich tygodniach zniknął łańcuch, koła i kierownica... nie wiem dlaczego siodełka nie zabrali...
Jak dojechałem do Dolinki Służewieckiej jedyna myśl jaka tkwiła mi w głowie to napić się i ugasić pragnienie, tak więc piewszy sklep jaki zobaczyłem wreszcie zaspokoił moje pragnienie:)
W sumie zrobiłem 80 km i choć czas niezbyt imponujący zmęczony byłem bardzo mocno. 5,34 od wyjścia z domu, a 4,54 na rowerze... większość z tych 40 minut nieefektywnych to sklep i te kilka fotek...
Diś baletnicy przeszkadzał nie tylko rąbek:(
Wiatr zelżał koło 50 km... co z tego jak byłem juz zmęczony:( bolały mnie nawet ręce... na dojeździe do Siekierek przeklinałem w duchu dlaczego nie zabrałem rękawiczek z miękim wyłożeniem, a zamiast tego zabrałem zwykłe polarowe:( reszta ciuchów ok... i następnym razem - więcej wody, nawet jeśli ma się tylko przejechać tam i z powrotem...
Kategoria Wycieczki