dabek5 prowadzi tutaj blog rowerowy

Eagle and Stiffee

Wisła 1200 - podsumowanie głupoty

Piątek, 13 lipca 2018 | dodano: 15.07.2018


O Wiśle 1200 w trzech kategoriach:
1. przygotowanie fizyczne - dojechałem w 150 godzin i 36 minut...
- najdłuższy czas jazdy to 13 godzin, przy czym na rower wsiadłem o 6 rano a skończyłem jazdę o 1 w nocy czyli w trasie byłem 19 godzin, co oznacza, że 6 godzin zajęły przystanki techniczne (uzupełnianie wody, jedzenie, błądzenie i szukanie trasy i nie wiem co jeszcze) - w tym czasie zrobiłem 172 km (tylko)
- najdłuższy dystans 234 km w czasie 12 godzin
Fizycznie w tlenie mogę jechać długo... nawet bardzo, przy czym inna sprawa to 4 litery... pierwszego dnia złapałem obtarcie od mokrych od deszczu spodni, a to oznaczało, że musiałem się z tym zmagać przez cały maraton i będę to leczył jeszcze kilka dni po... to miało dalsze konsekwencje - bo o ile w jeździe po szosie to nie przeszkadzało, to jazda w terenie była bolesna już do samej mety (w Warszawie kupiłem nakładkę żelową na siodło i trochę to ulżyło)... próbowałem w terenie przerzucić ciężar pedałowania na kolana i stawy skokowe - ale nie da się jechać takich dystansów pedałując na stojąco... mimo wszystko przyjechałem do mety bez zdewastowanych kolan i stawów skokowy, a tylko z jednym otarciem na d...
Po drodze miałem kilka upadków co dało dość głębokie rozcięcie na kolanie, starte drugie - ale Pigmentum Castelani załatwiło sprawę tak jak i otarcia od słońca i gumek od spodni na udach.... dziwnie to wyglądało jak jechałem z różowymi kolanami, ale przynajmniej nie wdało się żadne zakażenie.
2. przygotowanie techniczne - w przed dzień wyjazdu zrobiłem jeszcze kilka zmian w osprzęcie roweru i nie objeździłem go właściwie....i na dzień dobry miałem problem źle pracującymi łożyskami w sterach kierownicy, przycinającym się napędem i trzaskaniem w suporcie (może się wreszcie nauczę, żeby nie robić nic przy działającym dobrze sprzęcie w przeddzień wyjazdu!).
Gorsza spraw dotyczyła sakw i ekwipunku!!!! Miałem za dużo rzeczy, rower był za ciężki i w terenie był to koszmar. W Krakowie pozbyłem się 1/3 rzeczy (a powinienem pozbyć się więcej), a w Warszawie kupiłem nowe sakwy, bo stare ciągle się psuły...
W ramach przygotowań powinienem pojechać na wycieczkę taką 250 km jednym ciągiem, ale nie szosą tylko pół na pół w terenie, z ekwipunkiem jaki zabrałbym na maraton - wówczas bym inaczej podszedł do tematu!
3. przygotowanie trasy i jej zgodność z opisem i założeniami. Trasa miała być PRZEJEZDNA i pokazać urok szlaku i Wisły. Ja rozumiem, że mogły być odcinki piaszczyste, które prowadziłyby do trasów widokowych, strome podjazdy, które w ostateczności trzeba kończyć wprowadzaniem roweru, wąskie single, które strach jest przejechać ze względu na stromizny i korzenie.... ale nie rozumiem, po co trasa wchodziła na Góry Pieprzowe w najbardziej stromym i wąskim miejscu szlaku pieszego (obok był podjazd), po co od czasu do czasu trasa prowadziła po polach piachu, tylko po to by ominąć najpiękniejsze zakole Wisły (w Dobrzyniu), po co trasa szła po singlu w Świeciu, który z założenia był nieprzejezdny!

No i tyle z uwag... a w podsumowaniu - nie wierzę w przejechanie bez wsparcia z zewnątrz trasy w 65 godzin... trasa nie jest przygotowania pod backpacking i pokazanie uczestnikom uroków Wisły i trasy, tylko dla ultra wyczynowców z mega sprzętem, nastawionych na szybkie przejechanie trasy a nie jej degustowanie.
Przejechać przejechałem... i tle...i nigdy więcej takiej formy spędzania czasu na rowerze...

ps. nie schudłem nawet grama, mimo ze pierwszy obiad jadłem w środę w Grudziądzu, pierwsza kawa w Płocku, a wcześniej i później tylko żelki (w rozsądnych ilościach) bułka, camembert (czasem żółty ser), pomidor i czekolada (3 razy dziennie:) )


Kategoria Rowerowe przemyślenia:), ULTRA


komentarze
dabek5
| 11:59 czwartek, 7 lutego 2019 | linkuj Gość-u - proponuje czytać ze zrozumieniem - w treści jest informacja o mijaniu się z prawdą co do przejezdności trasy, a także wskazanie konkretnych miejsc, które można było ominąć lub zastąpić.
Co do hoteli i innych takich - impreza była zgodna z opisem i jakoś nie przypominam sobie, żeby którykolwiek z uczestników z jakim rozmawiałem miał o to pretensje... co do wyścigów w STANACH, to nie miałem przyjemności i nie wybieram się, przy czym widziałem kilka fajnych relacji z imprez i były też takie, że uczestnicy jechali z punktu do punktu a na miejscu czekało zawsze miasteczko namiotów dla każdego z uczestników - czyli można?
Podsumowałem swoja głupotę, że wziąłem udział w imprezie... co do trasy - każdy może ją ocenić samemu, nawet poza imprezą, bo plik GPX jest czynny cały rok.
Gość-owi się podobało - i brawo... mnie nie więc więcej nie pojadę... ot wszystko.
Gość | 10:03 czwartek, 7 lutego 2019 | linkuj a dla mnie to była najlepsza przygoda rowerowa w Polsce. Zarzut o amatorsko przygotowanej trasie naprawdę solidnie mnie rozśmieszył. Miałby być punkty z wodą i jedzeniem? Hotele naniesione na gpx? to jest maraton w formule self supported. Więc ślad trasy i tyle. Proponuje wystartować w Stanach w podobnym maratonie. Zobaczysz ile uśmiechniętych ludzi startuje w tej samej formule. Tylko w Polsce da się skrytykować wszystko , nawet jak nie ma nic ;-)
dabek5
| 19:54 poniedziałek, 16 lipca 2018 | linkuj Jakoś inaczej to widzę... Fakt, że nikt np z rowerem nie wpadł do Wisły świadczy o dużym szczęściu uczestników i organizatora.
Amatorsko przygotowana trasa i brak świadomości organizatora...
Nawet fakt, że dwa dni po zakończeniu maratonu nikt nie pokusił się o stworzenie listy zawodników, którzy dojechali... RODO przeszkadza???
Patrząc na wpisy na FB zastanawiam się czy na pewno brałem udział w tej samej imprezie...
MARECKY
| 15:37 poniedziałek, 16 lipca 2018 | linkuj Tytuł: Podsumowanie przygody-lepiej brzmi ;-). Wszystkie swoje błędy starannie wymieniłeś, więc teraz należy spróbować drugi raz. Poza tym gratuluję ukończenia maratonu pomimo niesprzyjających okoliczności :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa mpoto
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]