Wisła 1200 - podsumowanie głupoty
-
Sprzęt STIFFEE -RED BULL
-
Aktywność Jazda na rowerze
O Wiśle 1200 w trzech kategoriach:
1. przygotowanie fizyczne - dojechałem w 150 godzin i 36 minut...
-
najdłuższy czas jazdy to 13 godzin, przy czym na rower wsiadłem o 6
rano a skończyłem jazdę o 1 w nocy czyli w trasie byłem 19 godzin, co
oznacza, że 6 godzin zajęły przystanki techniczne (uzupełnianie wody,
jedzenie, błądzenie i szukanie trasy i nie wiem co jeszcze) - w tym
czasie zrobiłem 172 km (tylko)
- najdłuższy dystans 234 km w czasie 12 godzin
Fizycznie
w tlenie mogę jechać długo... nawet bardzo, przy czym inna sprawa to 4
litery... pierwszego dnia złapałem obtarcie od mokrych od deszczu
spodni, a to oznaczało, że musiałem się z tym zmagać przez cały maraton i
będę to leczył jeszcze kilka dni po... to miało dalsze konsekwencje -
bo o ile w jeździe po szosie to nie przeszkadzało, to jazda w terenie
była bolesna już do samej mety (w Warszawie kupiłem nakładkę żelową na
siodło i trochę to ulżyło)... próbowałem w terenie przerzucić ciężar
pedałowania na kolana i stawy skokowe - ale nie da się jechać takich
dystansów pedałując na stojąco... mimo wszystko przyjechałem do mety bez
zdewastowanych kolan i stawów skokowy, a tylko z jednym otarciem na d...
Po
drodze miałem kilka upadków co dało dość głębokie rozcięcie na kolanie,
starte drugie - ale Pigmentum Castelani załatwiło sprawę tak jak i
otarcia od słońca i gumek od spodni na udach.... dziwnie to wyglądało
jak jechałem z różowymi kolanami, ale przynajmniej nie wdało się żadne
zakażenie.
2. przygotowanie techniczne - w przed dzień wyjazdu
zrobiłem jeszcze kilka zmian w osprzęcie roweru i nie objeździłem go
właściwie....i na dzień dobry miałem problem źle pracującymi łożyskami w
sterach kierownicy, przycinającym się napędem i trzaskaniem w suporcie
(może się wreszcie nauczę, żeby nie robić nic przy działającym dobrze
sprzęcie w przeddzień wyjazdu!).
Gorsza spraw dotyczyła sakw i
ekwipunku!!!! Miałem za dużo rzeczy, rower był za ciężki i w terenie był
to koszmar. W Krakowie pozbyłem się 1/3 rzeczy (a powinienem pozbyć się
więcej), a w Warszawie kupiłem nowe sakwy, bo stare ciągle się psuły...
W
ramach przygotowań powinienem pojechać na wycieczkę taką 250 km jednym
ciągiem, ale nie szosą tylko pół na pół w terenie, z ekwipunkiem jaki
zabrałbym na maraton - wówczas bym inaczej podszedł do tematu!
3.
przygotowanie trasy i jej zgodność z opisem i założeniami. Trasa miała
być PRZEJEZDNA i pokazać urok szlaku i Wisły. Ja rozumiem, że mogły być
odcinki piaszczyste, które prowadziłyby do trasów widokowych, strome
podjazdy, które w ostateczności trzeba kończyć wprowadzaniem roweru,
wąskie single, które strach jest przejechać ze względu na stromizny i
korzenie.... ale nie rozumiem, po co trasa wchodziła na Góry Pieprzowe w
najbardziej stromym i wąskim miejscu szlaku pieszego (obok był
podjazd), po co od czasu do czasu trasa prowadziła po polach piachu,
tylko po to by ominąć najpiękniejsze zakole Wisły (w Dobrzyniu), po co
trasa szła po singlu w Świeciu, który z założenia był nieprzejezdny!
No
i tyle z uwag... a w podsumowaniu - nie wierzę w przejechanie bez
wsparcia z zewnątrz trasy w 65 godzin... trasa nie jest przygotowania
pod backpacking i pokazanie uczestnikom uroków Wisły i trasy, tylko dla
ultra wyczynowców z mega sprzętem, nastawionych na szybkie przejechanie
trasy a nie jej degustowanie.
Przejechać przejechałem... i tle...i nigdy więcej takiej formy spędzania czasu na rowerze...
ps.
nie schudłem nawet grama, mimo ze pierwszy obiad jadłem w środę w
Grudziądzu, pierwsza kawa w Płocku, a wcześniej i później tylko żelki (w
rozsądnych ilościach) bułka, camembert (czasem żółty ser), pomidor i
czekolada (3 razy dziennie:) )
Kategoria Rowerowe przemyślenia:), ULTRA
komentarze