ULTRA
Dystans całkowity: | 2156.87 km (w terenie 2156.27 km; 99.97%) |
Czas w ruchu: | 142:11 |
Średnia prędkość: | 15.17 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.12 km/h |
Suma podjazdów: | 9261 m |
Maks. tętno maksymalne: | 168 (92 %) |
Maks. tętno średnie: | 128 (70 %) |
Suma kalorii: | 82773 kcal |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 179.74 km i 11h 50m |
Więcej statystyk |
Kamień Łukawski - Maciejowice (Wisła 1200)
-
DST
174.30km
-
Teren
174.30km
-
Czas
11:16
-
VAVG
15.47km/h
-
VMAX
58.00km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
HRmax
135( 74%)
-
HRavg
108( 59%)
-
Kalorie 5770kcal
-
Podjazdy
460m
-
Sprzęt STIFFEE -RED BULL
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie dość, że poprzedniego dnia trochę błądziłem zanim trafiłem na nocleg, to jeszcze musiałem wrócić pod Sandomierz, ale co gorsza na początek miałem do zrobienia odcinek pt. wjazd na Góry Pieprzowe... a za plecami chmury burzowe...
Określenie wjazd jest zdecydowanie na wyrost, bo organizator "przepchnął" trasę maratonu przez szlak pieszy, który bez roweru miejscami był wyzwaniem, a co dopiero, kiedy miało się ze sobą rower z sakwami.
Można było wjechać taką drogą:
Niestety nie mam reprezentatywnego zdjęcia tego przez co przeszliśmy, a jedynie fotkę z początku tej drogi przez mękę... ale każdy kto będzie w okolicy może ocenić sam
Widok z Góry na Sandomierz i Wisłę, jest rzeczywiście ładny... ale można było tam podjechać, a nie pchać rower...
Trasa z Sandomierza do Maciejowic, bo taki odcinek tego dnia przyszło mi zrobić, była zróżnicowana, ale nie było już na niej ekstremalnych odcinków. Pogoda tego dnia dopisała, przy czym sumując wiatr i rozliczne podjazdy, oraz cały czas za ciężki rower, oraz obolałe 4 litery - szybciej nie mogłem jechać:(
Na nocleg dojechałem znów po zmroku, ale mimo wszystko ze względu na to, że nie narzucałem sobie większego tempa, mogłem trochę się zregenerować:) a i więcej czasu miałem na zdjęcia:)
Kategoria ULTRA, Wycieczki
Kryspinów - Kamień Łukawski (Wisła 1200)
-
DST
234.10km
-
Teren
234.10km
-
Czas
12:03
-
VAVG
19.43km/h
-
VMAX
35.60km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
HRmax
147( 81%)
-
HRavg
121( 66%)
-
Kalorie 8372kcal
-
Podjazdy
240m
-
Sprzęt STIFFEE -RED BULL
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do Krakowa dojechałem wspólnie z ekipą, jednak po pierwszych odcinkach gruntowych zdecydowanie zacząłem odstawać...
W Krakowie odrzuciłem część rzeczy zmniejszając ciężar roweru... na odparzenia na d... niewiele to pomogło, ale przynajmniej zmniejszyło ilość energii jaka potrzebowałem do jazdy...
Trasa miejscami była łatwa i przyjemna...
A miejscami mniej... tam gdzie była niska trawa - jeszcze jakoś sie jechało...ale wszędzie tam gdzie trawa była po wyżej kolan rower zwalniał z 17 km/h do 7! Dodatkowo za często musiałem stawać na pedały i kolana czasem dawały znać o sobie...
Nocleg mieliśmy za Sandomierzem w okolicach gór Pieprzowych...
No i tu zaczęły się schody... gdy wjechałem do Sandomierza po zmroku, nawigacja padła i zanim złapała pierwszy oddech ładując się z powerbank-u trochę czasu minęło... dodatkowo na jednej nawigacji miałem wrysowana trasę przejazdu, a inna prowadziła mnie w miejsce spania... na wylocie z Sandomierza, nie mogłem połapać się która z dróg gdzie prowadzi, a czas uciekał... w końcu zdecydowałem się na trasę w stronę noclegu... może błędem by to nie było, bo ten odcinek z właściwej trasy był mega trudny, ale o tym przekonałem się następnego dnia:(
Kategoria ULTRA, Wycieczki
Przysłop - Kryspinów (Wisła 1200)
-
DST
174.70km
-
Teren
174.10km
-
Czas
10:57
-
VAVG
15.95km/h
-
VMAX
56.40km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
160( 88%)
-
HRavg
128( 70%)
-
Kalorie 8416kcal
-
Podjazdy
265m
-
Sprzęt STIFFEE -RED BULL
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start z górki i po asfalcie - więc szybko i prosto w wypadek... nie z udziałem rowerzysty, ale dwa samochody i zderzenie czołowe...
Jak to zwykle bywa - dużo gapiów i mało rak do pracy. Tomek z mojej ekipy przejął dowodzenie... doczekaliśmy do przyjazdu straży i dopiero ruszyliśmy...
.
Do zbiornika Goczałkowickiego jechało sie dobrze... ale jazda wzdłuż zbiornika była koszmarem. Wysoka trawa, nierówności, ciężki rower i to uczucie, że trzeba sie spieszyć...
Około 60 km miałem pierwszą większa awarię. sakwą skończyła się przydatność do spożycia i raz na jakiś czas trzeba było coś poprawiać. Gdybym zatrzymał się raz a dobrze - pewnie straciłbym mniej czasu i energii...
Moja ekipa dała w końcu za wygraną i pojechała, a ja jakoś próbowałem uporać się z problemem... w Oświęcimiu dogoniłem ich, ale tylko dlatego że mieli przerwę.
Rower był za ciężki i w terenie jechało się tragicznie...
Na 135 km zaczęło padać i to dość intensywnie... zdałem sobie sprawę, że o ile wyjeżdżając wszystko miałem zabezpieczone, to w trakcie naprawiania sakw nie utrzymałem dyscypliny i będę miał problem z mokrymi rzeczami. Częściowo przeczekałem, ale nie mogłem stać wiecznie... zaczęło robić się zimno, więc w drogę...
Dogoniłem ekipę i razem dojechaliśmy na nocleg.... w planach było 200 km, a zrobiliśmy 170!
Niestety w pośpiechu nie pomyślałem, że jadąc w mokrych spodenkach nabawię się otarcia na tyłku, a to miało konsekwencje w kolejnych dniach...
Kategoria ULTRA